piątek, 30 marca 2012
ROZDZIAŁ 12
miesiąc później
Na stałe przeprowadziłam się do domu chłopaków, którzy nie mieli nic przeciwko temu. Wolny pokój przeznaczyliśmy dla dziecka. Chłopacy właśnie zaczęli go malować. Denerwowało mnie to, że nie umieją tego porządnie zrobić. Wkurzona poszłam tam i wyrwałam Louisowi pędzel.
-Co Ty robisz? - spytał
-Nie widzisz? - zaczęłam wchodzić na drabinę. -Jak Ty to będziesz w takim tępie malował to nie skończymy tego do porodu.
-Emilly złaź stamtąd! - krzyknął.
-Jak skończę to zejdę. - powiedziałam stanowczo. - Wyjdź mi stąd teraz, bo będziesz mi przeszkadzał.
Nic nie mówiąc, Louis wyszedł, a ja zajęłam się pracą. Wybraliśmy żółty kolor. Nadal nie znaliśmy płci dziecka, więc taki jest najbezpieczniejszy. Kończyłam właśnie kończyć górę, chciałam pomalować jeszcze jeden skrawek, gdy nagle się zachwiałam i spadłam z drabiny. Bałam się o moje dziecko. Louis wpadł z paniką na twarzy, a ja zwijałam się z bólu. Pojechaliśmy szybko do szpitala. To były najgorsze chwile w moim życiu. Lekarz przyjął nas natychmiastowo. Zrobił błyskawicznie USG. Lou trzymał mnie za rękę. Pocieszał mnie, ale sam się bardzo denerwował i widziałam, że był zły na mnie o to. Ja sama byłam wręcz wściekła na siebie. Na cholerę ja tam wchodziłam?!
-Wszystko z dzieckiem jest w porządku. Zrobimy pani jeszcze dodatkowe badania i zostanie na noc, na obserwacji, żeby mieć stuprocentową pewność.
-Ale na pewno z moim dzidziusiem jest wszystko dobrze? - pytałam przerażona.
-Tak, niech Pani się uspokoi. Jest dobrze. - uśmiechnął się do mnie.
Zabrali mnie na jakieś badania, potem zaprowadzili do sali. Louis stał przy oknie, ale się nic nie odzywał.
-Wiem, że jesteś na mnie zły. Przepraszam. Już nigdy nie wejdę na drabinę.
On ani drgnął. Stał, wpatrywał się w jadące samochody za szybą, a ja nadal miałam poczucie winy. Wstałam i objęłam go od tyłu.
-Nie gniewaj się na mnie. Wiem, jestem głupia, ale proszę Cię odezwij się.
Po dłuższym milczeniu obrócił się w moją stronę i objął mnie.
-Nie gniewam się, ale nie rób tak więcej. Przecież mogłaś stracić nasze maleństwo. - pogłaskał mnie po brzuchu.
-Kocham Cię. - wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
***
W południe Louie przyjechał po mnie i wróciliśmy do domku. Pokój dziecka był pomalowany. Brakowało tylko mebli.
-Jest ślicznie. - powiedziałam.
-Zaraz jedziemy po meble. - podszedł i mnie pocałował.
-Pójdę się ogarnąć i coś zjem. Zrób mi coś. - uśmiechnęłam się łobuzersko.
-Dobrze, kochanie. - pocałował mnie po raz kolejny.
Kolejny dzień, który zapowiadał się wyśmienicie.
czwartek, 29 marca 2012
ROZDZIAŁ 11
-Chodź, pojedziemy do chłopaków, pochwalę się im - cieszył się Lou.
-Jesteś pewien? Jest za wcześnie... Ja się boję. - zaczęłam panikować.
-Jest już za późno! Kiedy Ty chcesz im niby powiedzieć? Jak już zaczniesz rodzic? Nie bój się. Kocham Cię i chcę być z Tobą. Razem wychowamy naszego dzidziusia. Chodź, a nie marudzisz. - wyszliśmy z budynku i pokierowaliśmy się w stronę samochodu Lou.
Jechaliśmy cały czas sprzeczając się czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka. Ja byłam za dziewczynką - on za chłopcem. Mieliśmy również całkiem inne gusty, jeżeli chodzi o imię dla naszego maluszka. Gdy dojechaliśmy wreszcie na miejsce, Lou wziął mnie na ręce i namiętnie pocałował. Weszliśmy do ich wielkiego domu i jakoś udało mi się go ubłagać, aby mnie postawił na ziemię.
-Chłopaki! Chodźcie szybko! Muszę, to znaczy musimy Wam coś powiedzieć. - wydarł się Lou.
Wszyscy zbiegli w mgnieniu oka. Mojego brzucha nie było widać, bo miałam bluzę. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy wygodnie na sofie. Oparłam się i czekałam, aż Lou coś wyduka, gdy niespodziewanie moje dziecko kopnęło mnie z całej siły w brzuch.
-Ała! - krzyknęłam.
Chłopacy popatrzyli się na mnie jak na nienormalną. Lou zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
-Powiecie nam wreszcie o co chodzi? - zapytał się Harry.
-Ems jest w ciąży. Będę ojcem! - krzyknął Tomlinson.
-Co ?! - wykrzyknął Harry. - Louis jak mogłeś?! Zdradziłeś mnie! - zaczął udawać, że płacze.
-Który to miesiąc? - zapytał Liam i podszedł mnie przytulic.
-Czwarty. - zaśmiałam się.
-To dlaczego wcześniej nam nie powiedzieliście? - spytał Niall i jadł jak zwykle żelki.
-Ja się sam dopiero co dowiedziałem. - powiedział Louie.
Wszyscy czekali na jakieś wyjaśnienia z mojej strony więc zaczęłam:
-Po prostu się bałam waszej reakcji i w ogóle.
-Oh nie miałaś czego, skarbie. - mój ukochany podszedł i mnie pocałował.
-Czyli jesteście już razem? - zapytał Zayn.
-No tak. - uśmiechnęłam się.
-No nie długo się pobierzemy i będzie super. - powiedział Lou i rozmarzył się jak dziecko.
-A gdzie masz pierścionek Emilly? - spytał Harry.
-Nie mam jeszcze. - wybuchłam śmiechem.
-Nie bój się, na wszystko przyjdzie jeszcze czas. - powiedział tajemniczo Louis i rzucił w Harrego poduszką.
Ściągnęłam bluzę, bo było mi w niej gorąco.
-No spory masz ten brzuszek. - powiedział Niall i zaczął się śmiać.
-To nie moja wina, że ono tak rośnie. - powiedziałam. - Ała nie kop tak mocno! - krzyknęłam do brzucha.
-Mogę dotknąć? - spytał Harry.
-Jasne. - przyłożyłam mu rękę do mojego brzucha, a ten się uśmiechnął.
-Eee tylko Ty się tak nie przyzwyczajaj Styles. Ona jest moja. - oburzył się Lou.
Siedzieliśmy tak jeszcze ze dwie godziny. Poczułam się strasznie zmęczona.
-Louis odwieź mnie do domu. - powiedziałam.
-Przecież jesteś w domu. - powiedział. -Nie dyskutuj ze mną. Jutro przywieziemy wszystko co chcesz z Twojego mieszkania, a teraz idź do naszej sypialni. - powiedział, a raczej rozkazał. Nie znałam go od tej strony.
-Dobrze mój przyszły mężu. - zaśmiałam się.
-To nie jest śmieszne, ja na prawdę będę Twoim mężem, a Ty moją żoną. - powiedział śmiertelnie poważnie.
Poszłam do (jak to powiedział Louis) naszej sypialni, wzięłam jakąś jego koszulkę i przebrałam się w nią. Weszłam do wielkiego łóżka i chciałam zasnąć, gdy nagle ktoś wszedł i zapalił lampkę. Oczywiście to był Lou. W ręce miał ogromny bukiet róż. Uklęknął przede mną, a ja usiadłam na łóżku.
-Kocham Cię i na prawdę chcę spędzić z Tobą resztę życia. Jesteś najważniejsza oczywiście nasze dziecko również. Wyjdziesz za mnie? - spytał i wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko.
Do moich oczu napłynęły łzy i tylko go pocałowałam.
-To znaczy, że się zgadzasz? - spytał i się uśmiechnął.
-Oczywiście. - uśmiechnęłam się, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. - Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. - na palec założył mi piękny złoty pierścionek z małym brylancikiem. Dokładnie taki o jakim marzyłam jako mała dziewczynka. Wiedziałam, że teraz może być już tylko dobrze.
środa, 28 marca 2012
ROZDZIAŁ 10
-Kto jest ojcem? - spytał nie pewnie.
Czułam, że nie mogę go dłużej okłamywać. Musiałam mu powiedzieć.
-Ty .. To się stało wtedy .. no wiesz. - powiedziałam nie pewnie. -Nie oczekuję nic od Ciebie.
-Zerwałem z El, bo kocham Ciebie. Starałem się zapomnieć, ale niestety się nie da.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, w myślach błagałam o jakiś znak, co mam robić. Nagle poczułam mocne uderzenie w brzuchu.
-Ałł. - złapałam się za bolące miejsce.
-Co się stało? Trzeba jechać do szpitala? - spytał przerażony Louis.
-Nie. - uśmiechnęłam się. - Czuję, że nasza mała marchewka czuje, że jesteś blisko. Pierwszy raz dziś kopnęła.
-Znasz już pleć? To dziewczynka? - ucieszył się.
-Nie chcę znać płci, ważne, aby było zdrowe.
-Emilly muszę Ci coś powiedzieć. - zaczął niepewnie Louis.
Zrobiłam wielkie oczy i pokiwałam głową, aby zaczął swój monolog.
-Kocham Cię. Chciałem być wcześniej z Tobą, ale Ty mnie odrzucałaś, potem starałem się o Tobie zapomnieć jak była Eleonor, ale nie umiem. Zamieszkasz ze mną i razem stworzymy rodzinę. Pobierzemy się i w ogóle. - widać, że się rozluźnił.
-Ja Cię też kocham i przepraszam za to odrzucanie. A nie lepiej zostawić tak jak jest? Znaczy zamieszkać to chyba musimy, ale co do ślubu to nie jestem przekonana.
-Wybacz kochana, ale dwie najbliższe mi osoby będą nosić moje nazwisko.
-Ale to wypada tak? - zmieszałam się.
-Wypada, nie wypada, zaraz pochwalę się całemu światu, że będą ojcem. - zaczął krzyczeć, a dziecko bardziej się wierciło.
-Daj szybko rękę. - powiedziałam.
Położyłam jego dłoń w odpowiednim miejscu, a on nie mógł w to uwierzyć. Widziałam, że się wzruszył.
-Kiedy masz wizytę u lekarza? - spytał.
-Za dwie godziny. - uśmiechnęłam się.
-Jedziemy razem. - zakomunikował i mnie namiętnie pocałował.
***
-No dzień dobry Pani Emilly. O widzę, że dziś z kimś Pani przyszła. - uśmiechnął się doktor Rubber.
-Tak, z moim ... - nie wiedziałam co powiedzieć.
-Narzeczonym - dokończył za mnie Lou i dał mi buziaka w policzek.
Podniosłam koszulkę i poczułam zimny żel na swoim brzuchu. Niebieskooki trzymał mnie za rękę i patrzył w ekran jak zahipnotyzowany. Usłyszeliśmy bicie serduszka naszego maleństwa.
-Chcecie znać pleć? - zapytał.
-Nie! - krzyknęłam.
-Ja chcę znać. - powiedział Lou.
-Ale ja chcę, aby to była niespodzianka. - odparłam.
-No niech Ci będzie. - mój przyszły mąż udawał obrażonego.
Z gabinetu wyszliśmy z pięknymi fotkami naszego dziecka i oboje czuliśmy się szczęśliwi jak nigdy ...
wtorek, 27 marca 2012
ROZDZIAŁ 9
dwa miesiące później
Jutro matura. Denerwuje się jak cholera. Od rana wymiotuje Nie wiem co się ze mną dzieje. Zadzwoniłam do mamy, ta powiedziała, że to z nerwów i żebym wypiła miętowej herbaty. Posłuchałam jej. I o dziwo pomogło. Ostatni raz spojrzałam na notatki. Byłam pewna, że chociaż trochę umiem.
***
trzy dni później
Jak to dobrze, że to już koniec. Poszłam z Kim i Lou to oblać. Zamówiliśmy sobie piwo. W pewnym momencie nie wytrzymałam i pobiegłam do toalety. Zwróciłam wszystko. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Kim weszła za mną i zapytała:
-Kiedy miałaś okres?
-Nie pamiętam. Jakoś nie dawno. - zaczęłam się mieszać. Nagle do mnie dotarło. Od dwóch miesięcy nie mam okresu. To mogło oznaczać tylko jedno.
-Pójdziemy do apteki i kupimy test. Albo nie. Pójdziemy do lekarza. Chodź.
Powiedziałyśmy Louisowi, że źle się czuję, a Kim mnie odprowadzi do domu. Sam chciał to zrobić, ale odmówiłam. Weszłyśmy do szpitala, miła Pani pokierowała nas do gabinetu ginekologa i czekałyśmy. Po godzinie mnie przyjął. Kim weszła ze mną. Opowiedziałam mu wszystko, a ten kazał mi się położyć na łóżku i podciągnąć bluzkę. Nałożył mi zimny żel i zaczął badanie. Kim cały czas trzymała mnie za rękę.
-Jesteś w 8 tygodniu ciąży.
Świat mi się zawalił. Nie mogłam być teraz matką.
-Mam prowadzić Twoją ciążę czy chcesz iść do innego lekarza?
-Nie, nie, niech pan się tym zajmie.
Wydrukował mi zdjęcie i wyszłam z gabinetu cała blada.
-Pomogę Ci, dasz radę. Powiesz Lou?
-Nie wiem. Na razie nie.
-Ale musisz.
-Nie chce teraz o tym gadać. Idę do domu, chcę być teraz sama.
Gdy weszłam do mojego mieszkania rozpłakałam się. Cały mój świat się zawalił. Zadzwoniłam do mamy i jej powiedziałam. Nie była zadowolona, ale powiedziała, że mi pomoże.
-Musisz powiedzieć Louisowi.
-Wiem mamo, ale jeszcze nie teraz.
-Wrócisz do Polski?
-Nie wiem, podobno loty kobiet w ciąży nie są wskazane. Nie chce ryzykować. Mimo że nie planowałam tego maluszka, to już go kocham.
-Dobrze dziecko. Jak tylko będę mogła przylecę do Ciebie.
-Okej mamuś.
Odłożyłam słuchawkę i czułam ulgę. Mój świat miał się zmienić, ale czułam, że już kocham tego malca.
***
dwa miesiące później
Mój brzuszek jest coraz bardziej widoczny. Skończyłam szkołę z wyróżnieniem. Jeśli chodzi o Lou on nadal nie wie, przy nim chodzę w luźnych bluzkach. O ciąży wie tylko Kim i moja rodzina. Pewnego dnia siedziałam w domu i patrzyłam na zdjęcia USG. Byłam w obcisłej bluzce. Ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że to Kimberlly. Otworzyłam bezmyślnie drzwi. Zamarłam, gdy zobaczyłam Louisa. Gdy spojrzał na mój brzuch zamarł.
-Czeka nas poważna rozmowa .. - powiedziałam i zaprosiłam go do środka.
poniedziałek, 26 marca 2012
ROZDZIAŁ 8
-To nie powinno się wydarzyć. - powiedziałam. Czułam się źle, ponieważ on miał Eleonor.
-Masz rację. - powiedział i zaczął się ubierać.
Leżałam naga w łóżku z nadzieją, że jednak przy mnie zostanie, że powie, że nie żałuję. Myliłam się.. Jak zwykle z resztą.
O 12 zwlekłam się z pustego łózka i zarzuciłam na siebie piżamę. Zadzwoniłam do Kim, bo w tym momencie najbardziej jej potrzebowałam. Przyszła po chwili i mocno mnie przytuliła. Rozumiałyśmy się bez słów. Nie pytała o nic tylko pozwoliła mi się spokojnie wypłakać. Gdy się uspokoiłam opowiedziałam jej o wszystkim.
-Będzie dobrze. Sądzę, że on jest z El, bo chce zapomnieć o osobie, którą na prawdę kocha. O Tobie.. - powiedziała.
-Co ja mam robić? - spytałam załamana.
-Poczekaj, samo się to ułoży. Nie smuć się już. Obejrzymy jakiś film.
Włączyłyśmy jakąś komedię, chciałam horror, ale Kim się bała.
-Zostaniesz u mnie na noc? Nie chcę być sama. - powiedziałam i się do niej przytuliłam. Była najbliższą mi osobą.
-Pewnie. Skoczę do siebie do domu po ciuchy i książki i przyjdę.
-Ty masz prawo jazdy, prawda?
-No mam. - uśmiechnęła się.
-Weź mój samochód, będzie szybciej.
-Okej. - zaczęła się ubierać i już jej nie było. Sprawdziłam twittera. Był na nim następujący wpis:
"Nie żałuję niczego .."
Serce mi zamarło. Cieszyło mnie to, że nie żałował, a jednocześnie bolało, że nie powiedział mi tego w twarz i że muszę to najpiękniejsze doświadczenie zakopać głęboko w sercu.
Po pół godzinie Kim wróciła. Poszłyśmy się kapać i zamówiłyśmy pizzę. Około 2 położyłyśmy się do łóżka i gadając zasnęłyśmy.
***
Jestem pół przytomna. Nie przyszłabym najchętniej do szkoły, ale niestety muszę. Louis udawał, że wszystko jest w porządku, ja też się starałam, aby było wszystko okej między nami. Dziś również zdałam sobie sprawę, że dwa miesiące mam maturę. Na lunchu nie mogłam niczego przełknąć. Louis mówił mi i Kim o planach z Eleonor. Ja nie miałam odwagi powiedzieć mu, aby przestał. Moja przyjaciółka z charakterkiem w końcu się zdenerwowała i powiedziała:
-Wybacz Lou, ale nie sądzę, aby teraz to interesowało Ems. Zamknij się.
Louis kiwnął głową i zmienił temat.
-Kiedy do Nas wpadniecie? - spytał.
-Nie wiem. Muszę się teraz do matury przyłożyć. Jeszcze tylko dwa miechy i koniec. - zaśmiałam się.
-A co potem będziesz robić? - zapytała Kim.
-Chyba zostanę tu i pójdę na studia. A jak mi nie wyjdzie wrócę do Polski.
-Tobie na pewno wyjdzie. - zaśmiał się Lou.
-Zapomniałam wam powiedzieć, że wyjeżdżam pod koniec tego miesiąca do Polski.
-Po co?! - spytali jednocześnie.
-No w kwietniu są święta. No i sobie pomyślałam, że przyjadę na trochę dłużej. Stęskniłam się za rodzicami. - zaśmiałam się.
-Ale wrócisz? - upewnił się przyjaciel.
-Oczywiście. - posłałam mu szczery uśmiech.
Później lekcje szły mi trochę lżej, może dlatego, że nie myślałam tak dużo o Louisie tylko o maturze i nadchodzącym wyjeździe do Polski.
niedziela, 25 marca 2012
ROZDZIAŁ 7
sobota
Z mojego snu wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Wkurzona poszłam otworzyć drzwi, bo ktoś nie dawał mi spokoju. Gdy otworzyłam był w nich Lou:
-Tobie się nudzi? Ja tu śpię. - powiedziałam zła.
-No trochę, ale zaraz nie będzie. Jedziesz ze mną do moich rodziców.
-Yhym. W jakim charakterze? - zapytałam z drwiną.
-Mojej przyjaciółki.
-Nie przypominam sobie, abyśmy się przyjaźnili. - powiedziałam.
-Przestań się dąsać tylko się szykuj. A tak właściwie to jest już 12 czemu jeszcze śpisz? Zarywałaś nockę?
-Nie, ale wymyśliłam sobie skomplikowany wzór paznokci i musiałam je po prostu skończyć. Położyłam się gdzieś o 7.
-To jak chcesz to ten wyjazd możemy przełożyć. - powiedział nagle.
-Nie zasnę już. Daj mi chwilę, tylko się ogarnę.
Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Nie wzięłam ze sobą ciuchów, ale one na razie nie były mi potrzebne. Owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam się malować. Potem wyprostowałam moje długie włosy i w ręczniku wyszłam z łazienki po ubrania. Wpadłam na Lou i się zaczerwieniłam.
-Nie wstydź się. - posłał mi jeden ze swoich zabójczych uśmiechów.
Olałam to i poszłam wybierać jakieś cichy.
-Ubierz się wygodnie, moje siostry nie dadzą Ci żyć. - zaśmiał się.
Wybrałam czarne rurki, białą bokserkę, a na to luźną bluzkę. Byłam gotowa i szłam do przedpokoju ubrać moje białe conversy.
-Louis rusz tyłek! Jestem gotowa. - krzyknęłam.
-Idę, idę. - wymamrotał i zachowywał się jakoś dziwnie. Zastanawiałam się co się stało, jednak nie miałam odwagi, aby o to zapytać.
***
Gdy weszliśmy do domu Louisa jego siostry rzuciły się na Nas. Jego rodzicie przywitali się z nami. Lou przedstawił mnie jako swoją przyjaciółkę. Bolało mnie to, że nie mogę być kimś więcej. Ale sama byłam sobie winna. Cały czas go odrzucałam, w końcu dał sobie spokój ... Poszliśmy na górę, do jego pokoju. Nagle wbiegły wszystkie jego siostry i usiadły obok mnie na wielkim łóżku.
-Powiedz nam coś o sobie. - powiedziała Lottie i uśmiechnęła się do mnie.
-Hmm. Jestem z Polski, uczę się tutaj. - zaśmiałam się. - Gram w siatkówkę i w piłkę nożną.
Daisy i Pheobe przybliżyły się do mnie i i zaczęły się bawić moimi bransoletkami i podziwiały moje paznokcie. Lottie też zwróciła na nie uwagę.
-Ale ładne. - powiedziały wszystkie.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
-Skąd je masz? - spytała Fizzy, którą siostry wdrążyły w temat.
-Sama je robiłam.
-Mi też takie zrobisz? - zaczęły się przekrzykiwać jedna przez drugą.
-Jak wam mama pozwoli, a Louis was do mnie przywiezie to wam zrobię. - zaśmiałam się.
-A od kiedy jesteś z Louisem? - zmieniła temat Daisy.
Zamurowało mnie.
-Eee.. My nie jesteśmy razem, przyjaźnimy się tylko. - Lou zauważył moje zakłopotanie i chciał wyprosić siostry z pokoju, ale ja je polubiłam i chciałam z nimi rozmawiać.
-A jak się poznaliście? - spytała Fizzy.
Louis, aby mnie wyręczyć zaczął opowiadać jak to wpadł na mnie, a ja na niego nakrzyczałam, jak siedzieliśmy w ławce razem i jak to się stało, że teraz się przyjaźnimy.
Spojrzałam na zegarek. Było już późno.
-Lou trzeba wracać. - zwróciłam się do chłopaka.
-Masz rację. - uśmiechnął się do mnie.
Zeszliśmy na dół i pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Cieszyłam się, że każdy mnie polubił. Jego siostry były niesamowite. Tak jak on. W mieszkaniu byłam po 22. Pożegnałam się z przyjacielem. Byłam trochę zmęczona, ale postanowiłam pooglądać telewizor. Rozłożyłam się na kanapie i wyciągnęłam jakieś chipsy. Nagle ktoś zapukał. Zastanawiałam się kto to może być o tej porze. Podeszłam do drzwi i zobaczyłam przez judasz kto to. Zdziwiło mnie, że to Lou, bo przed chwilą się widzieliśmy.
-Co Ty tu rob... - nie dokończyłam, bo Lou podszedł do mnie i namiętnie pocałował.
Nie protestowałam. Chciałam tego. Zamknęliśmy w pośpiechu drzwi i zrzucaliśmy z siebie ubrania. To była najpiękniejsza noc w moim życiu ...
sobota, 24 marca 2012
ROZDZIAŁ 6
Obudziłam się z wielkim bólem głowy i w jakimś łóżku. Kompletnie nic nie pamiętałam. Miałam na sobie ciuchy - na szczęście. Nagle do pokoju wszedł Harry. Zrobiłam się czerwona.
-Nie bój się do niczego nie doszło. Musiałaś gdzieś spać. - uśmiechnął się.
-Aha. A gdzie Kimberlly? - spytałam
-Z Zaynem jest. Spokojnie. - powiedział przyjaźnie loczek i chciał mnie przytulic, ale wstałam z łóżka i zaczęłam się ogarniać.
-Gdzie jest łazienka? - spytałam grzecznie.
-Skorzystaj z mojej. - wskazał mi na białe drzwi. - A masz jeszcze ręczniki. - powiedział i wyszedł.
Poszłam więc i wzięłam szybki prysznic. Zorientowałam się, że nie wzięłam torby z rzeczami. Nie miałam pojęcia gdzie jest. Wytarłam się i zawinęłam w biały ręcznik. Szukałam jej w pokoju Harrego, ale jej nie było. Zmuszona wyszłam z pokoju i zeszłam do salonu. Harry wypluł aż picie, a Louis popatrzył na mnie dziwnie i przytulił Eleonor.
-Eee, nie widzieliście mojej torby? - spytałam głupio.
-Położyłam Ci ją na przedpokoju. - uśmiechnęła się El.
Odwzajemniłam uśmiech, bo nic do niej nie miałam. Poszłam po torbę i wróciłam do łazienki. Ubrałam się i nawet się nie malowałam, bo mi się nie chciało. Poszłam do kuchni gdzie siedzieli wszyscy oprócz Kim i Zayna.
-Ładnie wyglądasz. - powiedział Lou, a ja nic na to nie odpowiedziałam.
-Zjesz coś? - spytał Harry.
-Macie jakieś owoce? - odparłam.
-No tak, a jakie konkretnie chcesz? - powiedział Loczek.
-Obojętnie. A i jeszcze jakiś jogurt.
Harry dał mi owoce i jogurt naturalny i zaczęłam robić sobie sałatkę.
-Nie możesz zjeść grzanki? - zapytał Nialler.
-Rano zawsze jadam jakieś sałatki owocowe. A grzanki jadam rzadko. - zaśmiałam się.
-Dlaczego niby? - wszyscy zrobili wielkie oczy.
-Eee no bo na diecie jestem od dobrych dwóch lat.
-Nie no załamałem się. - odparł Niall, a ja zaczęłam się śmiać.
-A tak jakoś się przyzwyczaiłam. No, ale niestety od czasu do czasu palę i piję.
-Ty palisz? - spytał Harry.
-Tak, ale rzadko i gdy jestem na prawdę zestresowana, albo wkurzona. Dobra nie będę wam się zwierzać co robię, a czego nie. - zabrałam się za mieszanie i moja sałatka była gotowa. Zaczęłam jeść i wszyscy zaczęli o czymś gadać. Nagle Eleonor się do mnie odezwała:
-Masz bardzo ładne paznokcie. Gdzie je robisz?
-Dziękuję, kiedyś miałam ładniejsze, bo dłuższe, ale nie ważne. Sama sobie robię.
-Jejku na serio ?! Masz talent! Zrobiłabyś mi? Oczywiście zapłaciłabym.
-Eee, nie no płacić nie musisz, gorzej czy znajdę czas. Chyba, że teraz nie masz nic do roboty to możemy iść do mnie.
-Na prawdę? Jejku będę Ci wdzięczna.
Zaczęłyśmy się zbierać do wyjścia i pojechałyśmy jej samochodem do mojego mieszkania. Cały czas paplała, a ja jej już nie mogłam słuchać.
-Przepraszam, że jestem niegrzeczna, ale zamilcz na chwilę. Boli mnie głowa. - odparłam.
-Jasne. - uśmiechnęła się i już się nie odzywała.
Gdy weszłyśmy do mojego mieszkania był tam spory syf. Nie przejmowałam się tym.
-Jeeej. Jesteś taka sama jak Louis. On też jest bałaganiarzem. - powiedziała.
-A przeszkadza Ci to? - spytałam i zaczęłam wyciągać potrzebne rzeczy.
-Nie, nie. Tylko Lou mi cały czas o Tobie opowiada jaka Ty jesteś wspaniała, że jesteście identyczni.
-Oo za to on mi o Tobie słowem nie pisnął. - byłam szczera. -Ale ciesze się, że jest szczęśliwy.
Kazałam jej usiąść i pokazałam jej album z moimi wzorami.
-Ale masz wybór. Nie wiem na co się zdecydować. - powiedziała.
-A może chcesz coś czego tutaj nie ma? Nie wiem jakąś swoją koncepcję. - powiedziałam.
-Hmm... Wiem! Marchewki! I na jednej napiszesz L na drugiej O i tak aż powstanie Louis.
-No okej. - powiedziałam i zabrałam się do pracy.
Eleonor cały czas paplała, a ja jej grzecznie słuchałam. W pewnym momencie zapytała:
-Dlaczego Ty właściwie nie jesteś z Louisem?
-Bo on ma Ciebie. - odparłam.
-No, ale wcześniej się świetnie dogadywaliście i w ogóle.
-Nie wiesz jak było między nami wcześniej i jak jest teraz. Nie jesteśmy razem i tyle. - zakończyłam stanowczo temat.
-Aha. - powiedziała i na szczęście siedziała cicho.
Efekt końcowy był nieziemski. Musiałam aż zrobić zdjęcie do mojego albumu.
-Dziękuję, ile płacę? - zapytała.
-Nie żartuj. Nic. - zaśmiałam się.
-Na pewno?
-Tak. - uśmiechnęłam się.
-Dobra to idę pochwalić się Lou. Pa. - pocałowała mnie w policzek i wyszła.
Zostałam sama w domu i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jednak Louie nie jest mi tak bardzo obojętny jak myślałam ...
-----------------------------------------
Dziś dwa z racji tego, że jest weekend.
Miłego czytania, mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Zapraszam również na mojego
kissonme
xx
ROZDZIAŁ 5
3 miesiące później
Z Louisem całkiem nieźle się dogaduje. Codziennie najwięcej czasu spędzam z nim i Kim. Taka nasza trójka. Obie z Kimberlly zapisałyśmy się na siatkówkę i piłkę nożną. Musiałam się pożegnać z długimi paznokciami, ale krótkie też są okej. Zawsze mogę je na weekend przedłużyć.
Dziś nasz wuefista wpadł na pomysł, abyśmy zagrali mecz w siatkę przeciwko chłopakom. Lou wykłócał się ze mną, że to oni wygrają, ale wiedziałam, że nasze dziewczyny dadzą radę. Moja klasa jest spoko, ale ze wszystkimi tylko gadam w szkole, czas wolny (jeżeli go mam) spędzam sama z Kim (którą mogę nazwać już przyjaciółką) lub obie idziemy gdzieś z chłopakami. Mamy darmowe koncerty. Haha. Moja przyjaciółka flirtuje z Zaynem. Mi cały czas truje, abym w końcu postarała się i coś popróbowała z Louisem, bo jemu na mnie zależy. Ale ja nie chcę. Mam dość związków, miłość nie jest dla mnie.
-Biedronko zobaczysz mi wygramy. - podszedł do mnie Lou z Frankim i się śmiali.
-No zobaczymy marchewko! - zaśmiałam się i poszłam prowadzić rozgrzewkę.
Ustawiłyśmy się na boisku, było nas o jedną za dużo, zmiany były po zepsutej zagrywce. Pan kazał mi zacząć walkę. I to było bardzo ekscytujące. Walczyłyśmy jak lwice. Louis cały czas dawał ściny na mnie, ale nie dałam się. Wystawiłam Kim i ona to skończyła. Przybiłyśmy sobie piątki. Miałam serwować.
-Louis to dla Ciebie. - zaśmiałam się i zaserwowałam dość jak na mnie lekką piłkę, której on nie przyjął.
-Mocniej się nie dało? - śmiesznie się zezłościł.
-Nie. - powiedziałam i grałam dalej. Tak jak mówiłam - wygrałyśmy.
-Oszukiwałaś. - powiedział Lou.
-Ja? Jak niby? - nadal śmieszyło mnie to, że nie umie przegrywać.
-Nie wiem, ale jakoś na pewno.
***
Po skończonych lekcjach pojechałam do domu. Miałam dziś trening, więc wzięłam torbę i poleciałam na dół. Wróciłam około 20, miałam jeszcze lekcje do zrobienia. Szybko się z nimi uporałam i wzięłam wino i delektowałam się nim przed telewizorem. Myślałam o Louisie. Traktuje go jak kolegę, ale jednak ma coś w sobie pociągającego. I tak jest już na mój temat dużo plotek w internecie. Nie chcę kolejnych. Wiedziałam, że gdybym z nim była, reporterzy nie dali by mi żyć. A z resztą, on może mieć każdą, a ja jestem zwykłą dziewczyną z Polski.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Przede mną stała Kim.
-Nie czytałaś smsa prawda? - spytała.
-No nie, a co?
-Ubieraj się, idziemy do chłopaków, a jutro robimy sobie wagary. Będziemy grac w butelkę, fajnie będzie. Zostajemy u nich na noc.
-W sumie czemu nie? Czekaj wezmę rzeczy i pójdziemy. Sory, ale piłam, więc nie mam jak prowadzić samochodu.
-Okej, nie ma problemu.
Po chwili byłam gotowa. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wraz z przyjaciółka ruszyłyśmy. Otworzył nam Harry.
-Wejdźcie. - uśmiechnął się.
Gdy zobaczyłam, że w salonie na kolanach Lou siedzi jakaś brunetka zamurowało mnie. Mój kolega chyba się speszył, bo kazał dziewczynie wstać i przedstawił mi ją.
-Emilly poznaj Eleonor.
-Miło mi. - starałam się być miła.
-Mi również. - mówiła niczego nie świadoma dziewczyna.
-To Twoja nowa dziewczyna? - powiedziała chamsko Kim.
-Eee.. noo.... yyy ... - zaczął się jąkać.
-No tak, a to jakiś problem? - zaśmiała się Eleonor.
-Nie no skądże. - wymyśliłam uśmiech na mojej twarzy.
Wparowałam do kuchni i od razu zrobiłam sobie coś mocniejszego.
-Zazdrosna jesteś? - spytał Harry.
-Że co proszę? - powiedziałam.
-Kochasz go, co nie?
-Gdybym go kochała to bym się chyba o niego starała. - powiedziałam wkurzona.
-Ja i tak wiem swoje. - powiedział i wyszedł.
Później usiedliśmy do kółka i graliśmy w butelkę. Niall zakręcił pierwszy i wypadło oczywiście na mnie.
-Prawda czy wyzwanie? - spytał.
-Wyzwanie.
-Pocałuj Hazzę.
Spojrzałam na loczka ten tylko poruszył zadziornie brwiami, a ja powiedziałam:
-Okej.
Podeszłam do niego i pocałowałam go. Nasz pocałunek był nieziemski, wydawało mi się, że trwa wieczność.
-Nieźle całujesz. - zaśmiał się Styles.
-Ty też nie jesteś w tym najgorszy. - zaśmiałam się.
Louis patrzył na mnie tak, jakby miął mnie zabić. Wtedy miałam to gdzieś. Przecież miał Eleonor ...
piątek, 23 marca 2012
ROZDZIAŁ 4
Zaczęłam wyciągać wszystkie potrzebne rzeczy.
-Boże aż tyle tego? - przeraził się.
-No tak, ale nie bój się, to nie jest aż takie straszne.
-Mogę Cię o coś zapytać?
-Jeżeli musisz.
-Przestaniesz mnie traktować jak wroga?
-Jeżeli aż tak bardzo Ci na tym zależy to w sumie czemu nie, ale pamiętaj tylko relacje czysto koleżeńskie.
-No okej. - uśmiechnął się. -To od czego zaczynamy koleżanko? - wyszczerzył zęby.
Porozkładałam książki i zaczęłam mu wszystko na nowo tłumaczyć. Miał spore braki, więc zajęło nam to o wiele więcej czasu niż planowałam. Około godziny 22 zaczęłam się zbierać do domu.
-Może zostaniesz na kolacji? - spytał Lou.
-Nie będę Ci robić problemu.
-To żaden problem. Nie spędzałaś tu kilku godzin na rozrywce tylko musiałaś tłumaczyć głupiemu, co nie jest proste. - zaśmiał się.
-No okej. - spakowałam książki i nagle z torebki wypadły mi dwie żyletki.
-Co to jest? - spytał.
-A to? Nic. Żyletki.
-Do czego Ci one?
-No do .. do .. No zawsze je mam w razie czego.
-Podwiń bransoletki.
-Nie mam po co.
-Podwiń je. - jego mina mnie przerażała.
Nie mogłam tego zrobić. Tylko ja znałam prawdę. Tylko ja wiedziałam jak ten kawałek skóry wygląda. Odwróciłam wzrok i czym prędzej zbierałam się do wyjścia. W drzwiach zatrzymał mnie Lou.
-Chcę wyjść, przepuść mnie.
-Pokaż mi rękę.
Nie chciałam tego robić. Sam wziął moją rękę i zaczął podciągać do góry bransoletki. Gdy zobaczył moje blizny przeraził się.
-Dlaczego Ty to sobie robisz?! Powiedz mi co jest nie tak.
-Nie chce o tym gadać - odepchnęłam go i pobiegłam na dól. Wyszłam szybko, zatrzaskując za sobą drzwi i wsiadłam do swojego samochodu. Byłam przygnębiona, że moja tajemnica się wydała ...
***
Jechałam pustymi ulicami Londynu. Na swoich policzkach czułam łzy. Nie chciałam, aby ktoś dowiedział się o tym co robiłam i robię sobie nadal. Tak tnę się. Dlaczego? Ponieważ jestem tak bardzo beznadziejna. Zaczęłam to robić jak miałam 16 lat. To wtedy zostawił mnie mój pierwszy chłopak i to wtedy straciłam swoją najlepszą przyjaciółkę Anię. Oboje mnie oszukali. Byłam z nim ponad rok. Pamiętam to jakby to było wczoraj. Chciałam mu zrobić niespodziankę i przyszłam do niego z niezapowiedzianą wizytą. Otworzyła mi jego mama i powiedziała żebym poszła na górę, że jeszcze jest tam moja przyjaciółka. Nie dziwiło mnie to, bo wiedziałam, że się zaprzyjaźnili. Gdy otworzyłam drzwi - zamarłam. Całowali się. Próbowali mi to wyjaśnić jednak nie dałam im dojść do słowa. Wybiegłam z jego domu i płakałam. To wtedy przyszło mi do głowy, aby zrobić sobie kilka ran. Poszłam do pobliskiego kiosku i kupiłam żyletkę. Siedziałam nad jakimś stawem i cięłam się. Patrzyłam jak strumyk krwi leci z mojego nadgarstka. Nie cięłam głęboko, nie chciałam się zabić. I tak zostało do dziś. Nikt o tym nie wie, no oprócz Louisa.
Wróciłam do mieszkania i wyjęłam moją lampę i wszystkie potrzebne rzeczy do manicure. Tak - sama robiłam sobie paznokcie. Ale nie tipsy tylko żelowe. Przeszłam kurs i tak sobie w wolnych chwilach dorabiam no i sama też sobie robię. Aby się uspokoić wybrałam jakiś skomplikowany wzór, żeby dłużej posiedzieć. Moja komórka cały czas dzwoniła. Nie odbierałam jej. Gdy już mnie na prawdę irytowała postanowiłam podnieść słuchawkę. To był Lou.
-Musimy porozmawiać. - powiedział stanowczo.
-Nic nie musimy. Daj mi spokój. O niczym nie wiesz i tyle. - powiedziałam z obojętnością.
-Owszem musimy. Podaj mi swój adres.
-Nic nie będę Ci podawać. Żegnam. - rozłączyłam się.
Telefon wyłączyłam i odłożyłam na kanapę. Powróciłam do robienia paznokci. Już prawie kończyłam. Miałam do zrobienia ostatni paznokieć, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niechętnie się zwlekłam i poszłam otworzyć. Przede mną stał Lou.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
-Nie było łatwo, ale zdobyłem Twój adres. Chcę tylko pogadać. - zrobił słodkie oczy, a ja nie mogłam im się oprzeć. Zdałam sobie sprawę, że mimo wszystko jest przystojny.
-Okej wejdź. Ale nie przestrasz się, mam bałagan. - powiedziałam.
-Nie przeszkadza mi to. - uśmiechnął się.
Usiadłam na kanapie, a on niedaleko mnie. Powróciłam do swojego zajęcia, a on zrobił wielkie oczy.
-Sama to robisz? - spytał.
-No a kto ma mi to robić?
-Myślałem, że jak wszystkie dziewczyny chodzisz do kosmetyczki.
-Ja nie jestem jak wszystkie, wiele rzeczy o mnie nie wiesz. - powiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.
-No dobra. Wiem, że umiesz rozmawiać po niemiecku, angielsku i po polsku. Lubisz chemię, udzielasz korepetycji, robisz paznokcie. I co jeszcze?
-No jedne z niewielu rzeczy. Hmm. Co mogę Ci jeszcze o mnie powiedzieć? Trenowałam ponad rok lekkoatletykę, ale że rozwaliłam kostkę to przestałam i nie powróciłam do tego sportu. Obecnie trenuje siatkówkę i piłkę nożną.
-Nie wierzę. Ty i piłka nożna i siatkówka? I jak Ty niby grasz w siatkę z takimi szponami?
-No nie wiem czy zauważyłeś, ale na razie nie gram, bo jestem tutaj. Ale jak zapiszę się na treningi to uwierz nie będę miała takich długich.
-No okej. Ale powróćmy do tematu, którego nie skończyliśmy. - powiedział.
-Proszę Cię nie wracajmy do tego.
-Emilly co Ty wyprawiasz? Po co to robisz? - lubiłam jak wypowiadał moje imię w języku angielskim, ponieważ jak wymawiał je po polsku to śmiesznie brzmiało.
Wiedziałam, że ukrywanie nic nie da. Musiałam się przełamać i opowiedzieć mu całą historię. Gdy skończyłam powiedział:
-To nie było warte Twoich ran. Obiecaj, że z tym skończysz.
-Postaram się.
-Będę sprawdzał codziennie Twoją rękę.
-Jak tam chcesz. - odparłam i zaczęłam pakować lampę i inne duperele. Sięgnęłam z regału po wielką kosmetyczkę i wyciągnęłam z niej mulinę.
-Boże dziewczyno ile Ty masz talentów. Powiedz mi jeszcze, że śpiewasz.
-Nie no akurat głos to ja mam fatalny. - zaśmiałam się.
Louis zaczął się do mnie przysuwać a jego usta były stanowczo za blisko moich.
-Nawet się nie waż. - warknęłam. -Kolegujemy się i tyle. Żadnych miłości ani związków. - powiedziałam zimno.
-Dobra, rozumiem. To na mnie już czas. Do zobaczenia jutro. - powiedział i pokierował się do drzwi.
-No cześć.
Zajęłam się moją nową bransoletką. Skończyłam około 2 w nocy. Poszłam się wykąpać i położyłam się do łóżka. Rano, gdy mój budzik zadzwonił stwierdziłam, że nie idę na pierwsze dwie lekcje, bo nie cierpię geografii ani fizyki. Budzik nastawiłam na późniejszą godzinę, odwróciłam się na drugi bok i zasnęłam.
czwartek, 22 marca 2012
ROZDZIAŁ 3
Na drugi dzień.
Mieliśmy właśnie chemię. Dziwiło mnie dlaczego akurat ona jest trzy razy w tygodniu, skoro jestem w klasie o profilu ogólnym. No, ale nie miałam nic przeciwko temu. To był w końcu mój ulubiony przedmiot. Miałam też mieć dziś język niemiecki. Mimo że dużo osób miało z nim problem, ja już znam go dobrze. Od 13 lat uczę się angielskiego i niemieckiego. W sumie w obu tych językach umiem biegle rozmawiać. Miałam zamiar nauczyć się też hiszpańskiego, ale to już opowieść na inną historię, wróćmy do tej.
Chemiczka właśnie oddawała kartkówki. Dostałam 5, Louis tak jak się spodziewał - 1.
-No Emilko, może udzielisz swojemu koledze korepetycji? Zauważyłam, że świetnie się dogadujecie.
-No, ale ja nie wiem czy dam radę.
-No na pewno dasz. - uśmiechnęła się kobieta.
-Ale może jednak ktoś inny mu pomoże. - modliłam się, żeby to nie wypadło na mnie.
-Przecież to nic złego. Nic Ci się nie stanie.
-No dobrze. - znowu byłam zła. Nie przepadałam za nim, a teraz jeszcze miałam mu udzielać korków. Dobrze, że mam swoje notatki i różne książki, bo kiedyś udzielałam korepetycji.
-To dziś po południu do mnie? - spytał.
-No niestety tak. Podaj mi adres, wpadnę około 17.
-A nie pojedziesz ze mną od razu po szkole?
-Nie, muszę wziąć wszystko co mi potrzebne. To gdzie mieszkasz? - powiedziałam.
Kim puściła mi oko, a ja cała kipiałam ze złości.
-Wall Street 21a. - powiedział.
-Okej, o 17 będę.
Do końca lekcji byłam niczym burza. Kim mówiła mi, że będzie dobrze. Na ostatniej godzinie miałam niemiecki. Pani myślała, że to, że jestem z Polski oznacza, że nie umiem dobrze mówić po niemiecku. Zaczęła do mnie mówić w tym języku na co odpowiedziałam jej tym samym. Nasza konwersacja trwała kilka minut, a w klasie wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitkę.
-Nie wiedziałam, że umiesz tak dobrze mówić po niemiecku. - zachwyciła się nauczycielka. - Od kiedy się uczysz tego języka?
-Od 13 lat.
-No no. Pozytywnie mnie zaskoczyłaś. - uśmiechnęła się germanistka. - No to otwórzcie książki na 5 stronie ..... - zaczęła gadać a ja już jej nie słuchałam. Myślami byłam gdzie indziej, ale z moich rozmyśleń wyrwało mnie szturchanie Kim. Podała mi liścik.
-To do mnie? - zapytałam.
Kiwnęła twierdząco głową.
-Od kogo?
-Od Lou.
Otworzyłam karteczkę i przeczytałam:
"Nie wiedziałem, że władasz kilkoma językami ;)"
Postanowiłam odpisać.
"Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz i nie wiem czy kiedykolwiek się dowiesz ;)"
Odpowiedź dostałam po kilku minutach.
"Nie bądź tego taka pewna."
Popatrzyłam się na niego i chyba pierwszy raz się do niego uśmiechnęłam. Musiałam to przyznać - był przystojny i to bardzo. Nareszcie zadzwonił dzwonek. Wyszłam z klasy jako pierwsza i pobiegłam do samochodu. Pojechałam do domu i szukałam jakiś ciuchów. Nie wiem dlaczego, ale zależało mi na tym, aby Louisowi opadła szczęka. Zaczęłam wyciągać ciuchy, aż wreszcie zdecydowałam się na łososiowy sweterek i czarne rurki, założyłam także moje ulubione szpilki. Wyciągnęłam z torebki książki, zostawiłam tylko tą od chemii i zeszyt oraz poszukałam moich dawnych notatek i zadań, które sama ułożyłam. O 16.45 wyjechałam z domu. Byłam pewna, że się spóźnię, ale to nie moja wina, że tyle mi zajęło szykowanie się. Gdy dojechałam na miejsce nie pewnie podeszłam do drzwi wielkiej willi. Po chwili wahania zapukałam. Otworzył mi chłopak w kręconych włosach.
-To Ty jesteś tą ładną korepetytorką? - uśmiechnął się.
-No, że ładna jestem to nie powiedziałabym, ale tak to ja. - odwzajemniłam uśmiech.
-Wejdź. - zaprosił mnie gestem ręki. -Louis przyszła!! - zaczął się drzeć.
-Już idę! - usłyszałam z góry.
-Chodź przedstawię Cię reszcie.
Weszłam do salonu gdzie siedzieli trzej chłopacy.
-To jest Niall - podałam rękę blondynowi. - To Liam, a to Zayn, no a ja jestem Harry, a Ty masz na imię?
-Emilka. - uśmiechnąłem się. - No w waszym języku to brzmi Emilly.
-Skąd jesteś? - spytał Niall.
-Z Polski.
-A myślałem, że z Niemczech, bo Lou powiedział jak zagięłaś tą nauczycielkę od niemieckiego.
-Nie, nie. Niemieckiego i angielskiego uczę się od 13 lat, mam zamiar zacząć się też uczyć hiszpańskiego.
-Jezu, ale Ty jesteś mądra. - powiedział Harry
-Nie przesadzaj. - zaśmiałam się.
Polubiłam ich. Gdy nagle zszedł Lou zarumieniłam się na jego widok. Nie wiem dlaczego, ale zaczynał mi się podobać, choć nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
-Mówiłeś, że ona jest taka niedostępna, ja tam nie wiem gdzie niby ona taka jest. Ems jest normalna i otwarta. Lou, Lou, Lou w ogóle się nie znasz na dziewczynach.
-Nie prawda! Cały czas mnie zbywa! - zaczął się bronic.
Patrzyłam na ich kłótnie ze śmiechem.
-Powiedz, że tak było. - powiedział Lou.
-No tak to prawda. I w sumie nadal tak jest. Będziecie się kłócić czy na prawdę mam Cię czegoś nauczyć? - spojrzałam na swoją rękę, która była cała w bransoletkach mulinowych.
-Sama je zrobiłaś? - spytali.
-No tak, a co?
-Ładne. - powiedzieli.
-A dziękuję.
-Dobra to my idziemy na górę. - powiedział Lou i chciał mnie objąć w talii.
-Chyba Ci się coś pomyliło, umiem sama chodzić. - powiedziałam i się odsunęłam.
-A nie mówiłem . - mruknął Lou i zaprowadził na górę.
Mieliśmy właśnie chemię. Dziwiło mnie dlaczego akurat ona jest trzy razy w tygodniu, skoro jestem w klasie o profilu ogólnym. No, ale nie miałam nic przeciwko temu. To był w końcu mój ulubiony przedmiot. Miałam też mieć dziś język niemiecki. Mimo że dużo osób miało z nim problem, ja już znam go dobrze. Od 13 lat uczę się angielskiego i niemieckiego. W sumie w obu tych językach umiem biegle rozmawiać. Miałam zamiar nauczyć się też hiszpańskiego, ale to już opowieść na inną historię, wróćmy do tej.
Chemiczka właśnie oddawała kartkówki. Dostałam 5, Louis tak jak się spodziewał - 1.
-No Emilko, może udzielisz swojemu koledze korepetycji? Zauważyłam, że świetnie się dogadujecie.
-No, ale ja nie wiem czy dam radę.
-No na pewno dasz. - uśmiechnęła się kobieta.
-Ale może jednak ktoś inny mu pomoże. - modliłam się, żeby to nie wypadło na mnie.
-Przecież to nic złego. Nic Ci się nie stanie.
-No dobrze. - znowu byłam zła. Nie przepadałam za nim, a teraz jeszcze miałam mu udzielać korków. Dobrze, że mam swoje notatki i różne książki, bo kiedyś udzielałam korepetycji.
-To dziś po południu do mnie? - spytał.
-No niestety tak. Podaj mi adres, wpadnę około 17.
-A nie pojedziesz ze mną od razu po szkole?
-Nie, muszę wziąć wszystko co mi potrzebne. To gdzie mieszkasz? - powiedziałam.
Kim puściła mi oko, a ja cała kipiałam ze złości.
-Wall Street 21a. - powiedział.
-Okej, o 17 będę.
Do końca lekcji byłam niczym burza. Kim mówiła mi, że będzie dobrze. Na ostatniej godzinie miałam niemiecki. Pani myślała, że to, że jestem z Polski oznacza, że nie umiem dobrze mówić po niemiecku. Zaczęła do mnie mówić w tym języku na co odpowiedziałam jej tym samym. Nasza konwersacja trwała kilka minut, a w klasie wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitkę.
-Nie wiedziałam, że umiesz tak dobrze mówić po niemiecku. - zachwyciła się nauczycielka. - Od kiedy się uczysz tego języka?
-Od 13 lat.
-No no. Pozytywnie mnie zaskoczyłaś. - uśmiechnęła się germanistka. - No to otwórzcie książki na 5 stronie ..... - zaczęła gadać a ja już jej nie słuchałam. Myślami byłam gdzie indziej, ale z moich rozmyśleń wyrwało mnie szturchanie Kim. Podała mi liścik.
-To do mnie? - zapytałam.
Kiwnęła twierdząco głową.
-Od kogo?
-Od Lou.
Otworzyłam karteczkę i przeczytałam:
"Nie wiedziałem, że władasz kilkoma językami ;)"
Postanowiłam odpisać.
"Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz i nie wiem czy kiedykolwiek się dowiesz ;)"
Odpowiedź dostałam po kilku minutach.
"Nie bądź tego taka pewna."
Popatrzyłam się na niego i chyba pierwszy raz się do niego uśmiechnęłam. Musiałam to przyznać - był przystojny i to bardzo. Nareszcie zadzwonił dzwonek. Wyszłam z klasy jako pierwsza i pobiegłam do samochodu. Pojechałam do domu i szukałam jakiś ciuchów. Nie wiem dlaczego, ale zależało mi na tym, aby Louisowi opadła szczęka. Zaczęłam wyciągać ciuchy, aż wreszcie zdecydowałam się na łososiowy sweterek i czarne rurki, założyłam także moje ulubione szpilki. Wyciągnęłam z torebki książki, zostawiłam tylko tą od chemii i zeszyt oraz poszukałam moich dawnych notatek i zadań, które sama ułożyłam. O 16.45 wyjechałam z domu. Byłam pewna, że się spóźnię, ale to nie moja wina, że tyle mi zajęło szykowanie się. Gdy dojechałam na miejsce nie pewnie podeszłam do drzwi wielkiej willi. Po chwili wahania zapukałam. Otworzył mi chłopak w kręconych włosach.
-To Ty jesteś tą ładną korepetytorką? - uśmiechnął się.
-No, że ładna jestem to nie powiedziałabym, ale tak to ja. - odwzajemniłam uśmiech.
-Wejdź. - zaprosił mnie gestem ręki. -Louis przyszła!! - zaczął się drzeć.
-Już idę! - usłyszałam z góry.
-Chodź przedstawię Cię reszcie.
Weszłam do salonu gdzie siedzieli trzej chłopacy.
-To jest Niall - podałam rękę blondynowi. - To Liam, a to Zayn, no a ja jestem Harry, a Ty masz na imię?
-Emilka. - uśmiechnąłem się. - No w waszym języku to brzmi Emilly.
-Skąd jesteś? - spytał Niall.
-Z Polski.
-A myślałem, że z Niemczech, bo Lou powiedział jak zagięłaś tą nauczycielkę od niemieckiego.
-Nie, nie. Niemieckiego i angielskiego uczę się od 13 lat, mam zamiar zacząć się też uczyć hiszpańskiego.
-Jezu, ale Ty jesteś mądra. - powiedział Harry
-Nie przesadzaj. - zaśmiałam się.
Polubiłam ich. Gdy nagle zszedł Lou zarumieniłam się na jego widok. Nie wiem dlaczego, ale zaczynał mi się podobać, choć nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
-Mówiłeś, że ona jest taka niedostępna, ja tam nie wiem gdzie niby ona taka jest. Ems jest normalna i otwarta. Lou, Lou, Lou w ogóle się nie znasz na dziewczynach.
-Nie prawda! Cały czas mnie zbywa! - zaczął się bronic.
Patrzyłam na ich kłótnie ze śmiechem.
-Powiedz, że tak było. - powiedział Lou.
-No tak to prawda. I w sumie nadal tak jest. Będziecie się kłócić czy na prawdę mam Cię czegoś nauczyć? - spojrzałam na swoją rękę, która była cała w bransoletkach mulinowych.
-Sama je zrobiłaś? - spytali.
-No tak, a co?
-Ładne. - powiedzieli.
-A dziękuję.
-Dobra to my idziemy na górę. - powiedział Lou i chciał mnie objąć w talii.
-Chyba Ci się coś pomyliło, umiem sama chodzić. - powiedziałam i się odsunęłam.
-A nie mówiłem . - mruknął Lou i zaprowadził na górę.
środa, 21 marca 2012
ROZDZIAŁ 2
Poszłam razem z Kim na lunch. Usiadłyśmy sobie same i zaczęłyśmy jeść. Obie wzięłyśmy sałatki i czekoladowe ciastko. Zaczęłyśmy rozmawiać. Z nią czułam się tak jakbyśmy się znały od lat. Nagle usłyszałam kogoś, kogo nie chciałam.
-Mogę się do Was dosiąść? - spytał Lou.
-Nie. - odpowiedziałam, a Kim kopnęła mnie pod stołem.
-Jasne. - odpowiedziała ona.
Louis nie zraził się moją niechęcią, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że jeszcze bardziej ze mną flirtuje. Miałam tego dość. Zjadłam jak najszybciej, połowę zostawiłam, bo straciłam apetyt. Oni cały czas rozmawiali na temat muzyki. Dziwiłam się dlaczego dopiero teraz zaczął zwracać uwagę na Kim. Wcześniej nie wyglądali za bardzo na zaprzyjaźnionych.
-Dobra ja uciekam. - powiedziałam i zaczęłam się zbierać.
-Gdzie? - spytali jednocześnie.
-No zaraz i tak mamy lekcje, a nie chce mi się już tu siedzieć.
-Czekaj, pójdę z Tobą. - powiedziała Kim. -Miło było z Tobą pogadać. - zwróciła się do Lou.
-Może jutro to powtórzymy? - spytał.
-Chętnie. - powiedziała Kim, a ja się załamałam. Nie cierpiałam Lou! Mimo że przez sekundę pomyślałam, że nie jest aż taki zły, to nadal działał mi na nerwy. Nie wiem co on sobie myślał. Że niby polecę na to, że jest w zespole?! Nie doczekanie. Gdy byłyśmy już same, powiedziałam:
-Wiesz, że go nie lubię! Jutro jeszcze mamy jeść z nim lunch?!
-Nie denerwuj się. Kiedyś mi za to podziękujesz. - puściła mi oko.
Ja już tego nie komentowałam. Poszłyśmy pod klasę i czekałyśmy na dzwonek.
***
Dzień minął mi nawet nawet. No gdy nie widziałam Louisa. Do domu dojechałam zmęczona. Nie chciało mi się nawet sprzątać. Lubiłam bałagan. Powtórzyłam sobie do kartkówki i spakowałam na jutro. Położyłam się dosyć wcześnie. Przed snem sprawdziłam fb i tt. Zaczął mnie obserwować Louis! Nawet napisał do mnie:
"Kiedy przestaniesz być taka nie dostępna i pozwolisz zaprosić się przynajmniej na kawę?"
Chciałam mu odpisać, że nienawidzę kawy, ale postanowiłam w ogóle zignorować tę wiadomość. Zamknęłam laptopa i pogrążyłam się w swoich snach.
***
Dziś nie zaspałam. Wyprostowałam włosy, starannie się pomalowałam, założyłam koralowe rurki, białą bokserkę, na to czarną marynarkę i białe baleriny. Wzięłam moją ulubioną torbę w kolorze jasnego brązu. Zeszłam na dół i odpaliłam mojego czerwonego Land Rovera. Dojechałam do szkoły 10 minut przed czasem. Przy wejściu do szkoły stał Louis z jakimiś ludźmi. Gdy mnie zobaczył podbiegł do mnie.
-Widziałaś wiadomość na tt?
-Tak. - rzuciłam i szlam przed siebie.
-To jak? - uśmiechnął się.
-Nie rozumiesz słowa nie?
-No nie przywykłem do odmawiania mi. - pokazał swoje zęby.
-Trudno, twój problem. - nie zwracając na niego uwagi podeszłam do Kim i się z nią przywitałam. Inne dziewczyny patrzyły na mnie tak jakoś dziwnie wrogo.
-Czemu one się tak gapią na mnie? - spytałam.
-Jak to czemu? Przecież one wszystkie marzą o Lou, a Ty się jemu spodobałaś. Jesteś nowa i zawróciłaś mu w głowie, a one nie mogły tego zrobić przez poprzednie dwa lata.
-O aha. Ale niech się nie martwią. Ja tam na niego uwagi nie zwracam.
-Yhym, zobaczymy. - powiedziała.
Na chemii napisałam wszystko. Chciałam nawet pomóc Louisowi, bo widziałam, że nic nie umiał, ale nauczycielka kazała usiąść mi przy biurku i tam pisać. Gdy wróciłam do ławki, powiedziałam:
-Sory, że Ci nie pomogłam.
-Spoko, trudno najwyżej dostanę jedynkę. - powiedział, ale nawet się tym nie przejmował.
Nie miał mi za złe, ale o dziwo nawet słowem się do mnie nie odezwał do końca lekcji.
----------------------------
W tym opowiadaniu Kim jest
wtorek, 20 marca 2012
ROZDZIAŁ 1
Był koniec sierpnia, dokładnie 26. Musiałam przylecieć wcześniej do Londynu, aby zanieść wszystkie papiery oraz ubezpieczyć samochód, który dostałam od chrzestnych na urodziny, którzy także mieszkali w Anglii. Zrobiłam tutaj prawo jazdy w wieku 16 lat jak byłam tu na dwa miesiące.
Wracając do dziś. Więc.
Nie chciałam stać w korkach więc postanowiłam się przejść. Szłam w białej bluzce, czarnej spódnicy i czarnych szpilkach. Na ramieniu miałam ciemną torebkę, a w ręce trzymałam teczkę z papierami. Miałam jeszcze trochę czasu więc weszłam do MilkShake City i zamówiłam sobie truskawkowego shake'a na wynos. Właśnie wychodziłam, gdy ktoś na mnie wpadł. Shake wylądował na mojej bluzce, a wszystkie papiery, które były w teczce wysypały się na podłogę.
-Uważaj jak chodzisz! - wrzasnęłam.
-Bardzo Cię przepraszam. - chłopak zaczął zbierać moje papiery.
-Zostaw to! - dalej byłam wściekła.
-Na prawdę nie chciałem. - spojrzał mi w oczy. - Chodź postawię Ci drugiego shake'a.
-Mam gdzieś shake'a! Miałam iść teraz do szkoły, ale jak ja się im pokażę taka wysmarowana?! Dzięki. - rzuciłam i wyszłam z lokalu.
Chłopak za mną wybiegł i darł się, abym zaczekała.
-Daj mi spokój. - rzuciłam tylko i poszłam do domu się przebrać. Chłopak sobie odpuścił, a ja byłam wściekła.
Weszłam szybko do mieszkania, zarzuciłam pierwszą lepszą bluzkę, a potem wsiadłam do samochodu i pojechałam do szkoły. Też mi się zachciało shake'a. Już nigdy w życiu tam nie pójdę. Byłam na prawdę nieźle wkurzona. Trochę się spóźniłam, ale trudno. Dyrektor nie był zły. Przywitał mnie ciepło i powiedział, że nie długo się widzimy. Z gabinetu wyszłam już spokojna. Nikt ani nic nie mógł mi zepsuć tego dnia.
***
2 września
Zaspałam. Miałam wstać o 6.30, oczywiście wstałam o 7. Byłam wściekła! Musiałam szybko się ubrać i pomalować. Włosy związałam w kucyka, wyprostowałam tylko grzywkę i się pomalowałam. Ubrałam się w rurki, czarną bokserkę i na to zarzuciłam moją ulubioną bluzkę w paski. Wzięłam moją torbę, spakowałam na szybkiego portfel, kalendarz i potrzebne książki. W mieszkaniu zostawiłam totalny syf. Wsiadłam do samochodu -oczywiście były korki. Do szkoły dojechałam z pięciominutowym opóźnieniem. Znalazłam szybko salę, w której była moja klasa. Akurat mieliśmy chemię. Zapukałam do drzwi i przeprosiłam za spóźnienie. Nauczycielka kazała mi usiąść koło chłopaka w bluzce w paski. Kiedy podeszłam bliżej zamarłam. To był ten sam chłopak, który wylał na mnie shake'a i na którego nawrzeszczałam. On tylko się uśmiechnął, a ja usiadłam nic nie mówiąc.
-Jestem Louis. - powiedział szeptem.
-Daruj sobie. - powiedziałam.
-Nadal jesteś zła za tego shake'a? - spytał ze śmiechem. -Na prawdę nie chciałem.
-Zamknij się. Słucham, nie widzisz? - powiedziałam już podirytowana.
-A rozumiem. Z Ciebie taka pilna uczennica. - zaśmiał się.
-Tak, a z Ciebie koleś, który nie rozumie jak mówi się do niego, żeby się zamknął.
-Emilio możesz nie rozmawiać? - spytała nauczycielka.
-Tak, mogę. - powiedziałam, bo tak na prawdę to jemu powinno się dostać a nie mi. Zalazł mi za skórę.
Pod koniec lekcji chemiczka zapowiedziała na jutro kartkówkę. Akurat to umiałam, brałam to jeszcze w drugiej klasie liceum. W ogóle chemia to mój ulubiony przedmiot. Z nim wiążę swoją przyszłość.
Na angielskim dosiadłam się do takiej Kim. Widać było, że jest typem samotniczki. Na każdej przerwie siedziała sama, nie wiem dlaczego, skoro była na prawdę bardzo ładna. Miała ciemne, kręcone włosy do ramion, na oko miała około 170 cm wzrostu, miała szczupłe i długie nogi. Pierwsza odezwała się ona.
-Widzę, że spodobałaś się Louisowi. - lekko się zaśmiała.
-Daj spokój. Nawet mi o nim nie mów. Strasznie mnie irytuje.
-Każda laska się w nim kocha, no z wyjątkiem mnie. Ja tam wolę jego kolegę, Zayna. - powiedziała. - Czym on Ci zalazł za skórę?
Opowiedziałam jej wszystko po kolei, oczywiście nie obeszło się bez uwag nauczyciela, że niby ciągle gadam. No, ale jak skończyłam tę historię to Kim zaczęła się cicho śmiać.
-Bardzo zabawne.
-No tak. Wybacz mu i daj się zaprosić na randkę. On jest na prawdę spoko. Żadko kiedy startuje do lasek, bo wie, że większość z nich leci na to, że jest w zespole.
-W jakim?
-No jak to jakim? To Ty nie wiesz? - spytała zdumiona.
-No nie wiem. Oświeć mnie.
-No tym One Direction. Są znani na całym świecie.
-A tak słyszałam, fajnie śpiewają, ale ja tam ich fanką nie jestem. I tym bardziej się z nim nie umówię. Nie chcę jakiś plotek czy coś. - powiedziałam.
-Jak tam chcesz. - skomentowała. - Idziesz ze mną na lunch?
-Pewnie. - uśmiechnęłam się. -Nikogo tu nie znam. - powiedziałam.
-To ze mną na pewno nie będzie Ci nudno. - odparła.
Spojrzałam na nią, nie wyglądała mi na osobę zbyt towarzyską. Domyśliła się tego, co akurat sobie pomyślałam i zaśmiała się.
-Wiem. Może i nie mam milion przyjaciół, ale jak z kimś jestem to na prawdę mi odwala i to nie źle.
-Okej wierzę Ci. Dobra słuchajmy co się dzieje na tej lekcji, bo widzę, że go z nami zaraz szlak trafi. - odparłam a Kim pokiwała głową na znak zgody.
Ja do końca lekcji nie mogłam się skupić, bo czułam na sobie wzrok Louisa. Może jednak on nie jest aż taki zły?
PROLOG
Mam na imię Emilka. Mam 18 lat. Jestem niską szatynką o zielonych oczach. Nie dawno zgłosiłam się na wymianę polsko - angielską. Miałam przez rok uczyć się w londyńskiej szkole. Rodzice na moje urodziny kupili mi na tam małe mieszkanie. Cieszyłam się, że wreszcie zacznę samodzielne życie. Opowiem wam od początku jak ten wyjazd odmienił całe moje życie ...
Subskrybuj:
Posty (Atom)