poniedziałek, 23 lipca 2012

ROZDZIAŁ 33


Poszliśmy całą rodziną na cmentarz. Mieliśmy być tu jeszcze przez tydzień. Było strasznie zimno, więc z Louisem postanowiliśmy wracać do domu, aby mała się nie przeziębiła.
W domu zaparzyliśmy sobie gorącej herbaty i siedzieliśmy przed telewizorem z Leah, która była na moich kolanach. Gdy zrobiła się marudna, Lou ją wykąpał, a potem wspólnie ukołysaliśmy ją do snu. Szybko nam  poszło, więc, mój mąż wpadł na pomysł nocnych amorów.
-Louis, przecież Leah śpi w łóżeczku, zaraz obok naszego łóżka! – powiedziałam przytomnie. – A po za tym rodzice zaraz przyjdą. Pewnie zahaczyli o dom babci i tam siedzą.
-Czyli do końca naszego wyjazdu nie będzie seksu? – popatrzył się na mnie z wyrzutem.
-Wynagrodzę Ci to tylko jak wrócimy do domu. – usiadłam na niego okrakiem i lekko ugryzłam go w ucho. – Ale musisz być cierpliwy. – wyszeptałam.
-Jak mam być cierpliwy skoro tak bardzo mnie podniecasz? – spytał łapiąc mnie za pośladki.
Pocałowałam go namiętnie, gdy nagle usłyszeliśmy płacz Leah. Oboje zerwaliśmy się jak na komendę i podbiegliśmy do córki. Wzięłam ją na ręce i poczułam, że jest strasznie rozpalona.
-Trzymaj, idę po termometr. – podałam mężowi córkę i poszłam do kuchni po apteczkę. Gdy schodziłam do domu weszli rodzice. Widząc moją przerażoną minę zaczęli dopytywać co się stało.
-Leah ma gorączkę. – odparłam i zaczęłam szukać termometru. Gdy go znalazłam pobiegłam na górę, a ona cały czas płakała. Włożyłam termometr pod jej pachę, a Lou mocno ją trzymał bo strasznie się wyrywała. Wyszło, że ma 39 stopni gorączki. Nie wiedzieliśmy co zrobić, nie mieliśmy żadnych leków na zbicie gorączki u tak małego dziecka.
-Jedziemy do szpitala. – zakomunikowałam. – Ubieraj się. Powiedziałam do Lou, a sama zaczęłam ubierać dziecko.
Gdy byliśmy gotowi, wzięłam kluczki do mojego samochodu.
-Jest zatankowany? – spytałam Taty.
-Tak. – powiedział. – Może jechać z Wami? – spytał.
-Nie. – odparłam.
-Na pewno jesteś w stanie prowadzić samochód? – spytał łagodnie Lou.
-Tak. – pokiwałam głową. –Włóż małą do fotelika i jedziemy.
W samochodzie córka strasznie płakała, mimo że Lou próbował ją  czymś zająć. Siedział z tyłu, a ja patrzyłam w lusterką na wykrzywioną twarz mojej córeczki. Serce mi się krajało, bo nie wiedziałam co z nią jest.
Na miejscu wparowaliśmy jak torpedy, ale jak to polscy lekarze, kazali nam czekać. Byłam na skraju załamania nerwowego, bo moja córka nie mogła się uspokoić, coś jej było, a ja nie umiałam jej pomóc. Wreszcie, gdy nas przyjęli, doktor dokładnie ją zbadał.
-Musimy jej zrobić badania, na razie nie jestem w stanie powiedzieć co jej jest. Może być to grypa, angina, a nawet sepsa.
-Sepsa?! – krzyknęłam. Lou nie wiedział o co chodzi.
-Zabierzemy państwa córkę na badania, a państwo możecie udać się do bufetu, albo poczekać na korytarzu. – odparł lekarz.
Wyszliśmy z gabinetu i usiedliśmy na krzesłach. Lou trzymał kurteczkę Leah. Rozpłakałam się.
-Powiedz co powiedział lekarz. – odparł spokojnie.
-Że to może być zwykła grypa, angina, albo co najgorsze .. sepsa. – zaszlochałam jeszcze bardziej. Lou mocno mnie przytulił, a z mojego płakania wyrwał mnie dźwięk telefonu. Była to moja mama z pytaniem co się stało. Ledwo zdołałam jej powiedzieć, a ona od razu zaoferowała, że przyjedzie i się rozłączyła. Po pół godzinie razem z tatą byli na miejscu, a my nadal nie wiedzieliśmy co jest z naszą Leah.
-Lekarz kazał czekać. – powiedział Louis.
Moja niecierpliwa i rozgoryczona mama poszła do jego gabinetu, z zamiarem dowiedzenia się czegoś, ale nic nie wskórała.
Po kilku godzinnym oczekiwaniu lekarz oznajmił, że nasze dziecko musi zostać w szpitalu na obserwacji.
-Możemy ją zobaczyć? – spytałam pełna nadziei wskazując na siebie i Louisa.
-Oczywiście, ale tylko wy, bo jesteście jej rodzicami. – powiedział. Pokierowaliśmy się do sali, gdzie była nasza mała brunetka i usiedliśmy na krzesłach, które tam stały. Leżała sama, może to i dobrze.
-Podaliśmy jej leki na zbicie gorączki, jutro się dowiemy co to wywołało. Miejmy nadzieję, że to się nie powtórzy. – powiedział na koniec lekarz.
Czuwaliśmy przy niej całą noc. Rodzice byli na korytarzu i co jakiś czas wchodzili przynosząc nam kawę. W końcu udało nam się namówić ich do powrotu do domu. Obiecali, że przyjadą z samego rana.
O 4 nad ranem Leah się obudziła i znowu czułam, że jest strasznie rozpalona. Zaczęła głośno płakać, poszłam po lekarza, a ten szybko zawołał pielęgniarki, które zabrały moje dziecko.
-Musimy zrobić dokładniejsze badania, bo te nic nie wykazały, a chcę być w 100 % pewny, bo widzę, że chyba coś ją jeszcze boli. Proszę tu zaczekać. – powiedział i już go nie było.
Znowu zaczęłam płakać, myślałam, że oszaleję. W myślach prosiłam Boga, aby nie zabierał mi tego daru, który mi prawie rok temu zesłał na świat.
--------------------
Nie było 7 komentarzy, ale proszę. To z okazji 2 lat naszych chłopców. Sto lat ! 

5 komentarzy = nowy rozdział

kissonme

xx

9 komentarzy: