niedziela, 30 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 61


-Kupiłeś jakieś ciuszki dla małego? – spytałam Louisa, kiedy przyjechał po nas do szpitala.
-No oczywiście, że tak. Wczoraj Danielle mnie zabrała na zakupy, mówię Ci ile tego jest. – przewrócił oczami.
-Dobra, pielęgniarka zaraz przyjdzie z małym. Ja wezmę torbę, a Ty go położysz w foteliku. A gdzie Leah? – spytałam.
-Została z Twoimi rodzicami. Przylecieli jakieś dwie godziny temu. – odpowiedział.
-Przytulisz mnie? – wyskoczyłam z tym pytaniem jak Filip z Konopi.
-Jasne. – zbliżył się do mnie i mocno przytulił. Czułam się bezpieczna i kochana. Wtulił się w moją głowę i zaśmiał się.
-Co? – spytałam.
-Nic. Ładnie pachniesz. – odpowiedział.
-Dobra koniec tych przytulańców, czas się zbierać do domu. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Po chwili pielęgniarka przyniosła małego Tomlinsona, tak jak ustaliliśmy z Lou, on włożył go to fotelika, a ja wzięłam torbę. Wyszliśmy ze szpitala i oczywiście było mnóstwo paparazzi, dobrze, że na dole czekała na nas ochrona, jednak mój Louis potrafi pomyśleć.
-Boże, co to było? – powiedziałam, gdy siedzieliśmy już w samochodzie. Ja z tyłu z Matthew, a Lou za kierownicą.
-Nie wiedziałem, że będzie ich tutaj aż tyle. Dobra jedziemy do domu. – zakomunikował Louis i starał wyjechać się z parkingu, ale było to mało realne, ponieważ paparazzi okrążyło nasz samochód.
-Boże co oni robią!? Przecież mieli ich odgonić! – wkurzył się Lou.
-Cicho bądź! – warknęłam, bo Matt się obudził i zaczął płakać.
Louis się wkurzył jeszcze bardziej i wyszedł z samochodu. Starał się opanować, ale nie mógł. Darł się żeby odeszli, bo dziecko przez nich płacze i że chcemy spokojnie jechać do domu. Potem wkroczyła szpitalna ochrona i mogliśmy spokojnie jechać do domu. Chociaż czy ja wiem, że spokojnie? Nie mogłam uspokoić syna, co było prawdziwą udręką, naprawdę.
-Może jest głodny? – spytał Lou.
-Nie, próbowałam go nakarmić, nie chce. Po prostu się zdenerwował. – powiedziałam i kołysałam małego. Przyłożyłam swoją głowę delikatnie to jego czoła. Pocałowałam i szepnęłam kilka słów. Od razu jego płacz zaczął ucichać.
-Jesteś cudotwórczynią. – zaśmiał się.
-Chyba będziemy mieli nieprzespane noce. On potrafi dać czadu. Już przeżyłam to w szpitalu. Leah była bardziej spokojna.
-Może nie będzie aż tak źle. – stwierdził Lou i nim się obejrzałam, parkowaliśmy na naszym podjeździe.
Paparazzi stali za bramą wjazdową, ponieważ nasza ochrona ich nie przepuściła. Decyzja o tym, aby kilka osiłków pilnowała naszego domu była chyba tylko ze względu na nowego członka rodziny.
Weszliśmy do środka i oczywiście byli wszyscy i witali nas w domu. Leah przybiegła i od razu się do mnie przytuliła.
-Mamuś, strasznie się stęskniłam za Tobą!
-Ja za Tobą też. – pocałowałam ją w jej brązowe włosy.
Poszliśmy do salony, w między czasie przywitałam się z moimi rodzicami, którzy jak zobaczyli nowego wnuka jak zwykle popłakali się ze szczęścia.
-Jak się czujesz? – spytała Danielle.
-W porządku, ale jestem zmęczona. W nocy budzi się po kilka razy, bo jest głodny.
-Czyli będziecie mieć ciężko. – podsumował Harry i zaśmiał się.
-Ciekawe jak Ty będziesz miał dziecko, czy będzie grzeczne czy taki rozdartek po tatusiu. – rzuciłam w niego poduszką.
-Ja rozdartek? – oburzył się, a wszyscy wybuchli śmiechem. No nie wszyscy, bo Matt zaczął płakać.
-Synu proszę Cię. – powiedziałam i zaczęłam go kołysać.
-Daj, uśpię go, a Ty sobie odpoczniesz. – powiedziała mama.
-Dzięki. – odpowiedziałam. Czułam się jakbym była chora. –Przeproszę Was, ale muszę się położyć, jestem zmęczona.
-Jasne. – odpowiedzieli. Poszłam do naszej sypialni i zasnęłam w mgnieniu oka.
Nie wiem po jakim czasie się obudziłam, ale miałam straszne dreszcze i chyba dopadła mnie gorączka.
Wstałam z łóżka, chcąc iść do kuchni po termometr, ale upadłam na podłogę. Chciałam wstać, ale zobaczyłam na naszej białej wykładzinie czerwone kropki, których było coraz więcej. Dotknęłam nosa i poczułam, że leci mi z niego krew.
-Louis! – krzyknęłam, ale nikt nie przychodził. – Lou! – i nadal nic.
Ostatkami sił wstałam i otworzyłam drzwi. Wszyscy byli jeszcze w salonie. Zeszłam po schodach, trzymając się poręczy.
-Louis, coś się dzieje. – powiedziałam.
-Co? – obrócił się i zobaczył, ze jestem cała we krwi.
-Boże, co Ci się stało? – spytał i podbiegł do mnie.
-Nie wiem, ale okropnie się czuję, jakbym miała grypę.
-Jedziemy do szpitala. – zakomunikował mój mąż.
-Nie dojdę do samochodu. – osunęłam się na schody.
-Mamo ubierz Matthew, on też może być chory, skoro z Ems dzieje się coś złego. Harry, weź podjedź moim samochodem pod same drzwi. Dan zostań w domu z rodzicami i Leah, a reszta niech robi coś innego, nie wiem. – wydawał rozkazy roztrzęsiony Louis. – Harry, kluczyki są na stole w kuchni. – powiedział i zaczął mnie podnosić. – Nie martw się wszystko będzie dobrze.
Nic się nie odezwałam. Zamknęłam oczy, byłam okropnie zmęczona.
-Nie zasypiaj! – potrząsnął mną.
-Ale ja jestem taka ospała. – powiedziałam.
-Nie możesz zasnąć. Mów.
-Ale co? – resztkami sił zaśmiałam się.
-Cokolwiek. Gdzie pojedziemy na następne wakacje? Co ugotujesz na wigilię? – wiecznie gadał.
-Nie mam siły. – powiedziałam i zasnęłam.
***
Obudziłam się w jakieś sali. Byłam podłączona do jakieś aparatury. Nikogo nie było, tylko pielęgniarka.
Gdy zobaczyła, że się wybudziłam, od razu pobiegła po lekarzy.
-Jak się Pani nazywa? – spytał jeden z nich.
-Emilia Tomlinson. – odpowiedziałam.
-Co się stało ostatniego w pani życiu? – spytał drugi.
-Urodziłam syna, Matthew, potem byłam w domu i chyba na schodach zasnęłam. – odpowiedziałam po raz kolejny. – Ale dlaczego tu jestem?
-Jest Pani zakażona sepsą, ale wychodzi na to, że leki zaczynają działać. – powiedział.
-Ile ja już tu leżę? – spytałam.
-Osiem dni. – odpowiedział.
-Czyli dziś jest drugi dzień świąt?
-Tak. – odpowiedziała pielęgniarka.
-A gdzie mój mąż?
-Siedzi na korytarzu, tutaj nie można wchodzić innym osobom. – odpowiedziała lekarka, która coś robiła przy mojej kroplówce.
-Proszę, tylko na chwilę. – poprosiłam.
-Pięć minut. – lekarze wyszli, a do sali wszedł Louis.
-Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś!! – krzyknął i złapał moją rękę i od razu ją pocałował.
-Co z Mattem? – spytałam.
-Jest zdrowy i siedzi w domu z dziadkami i Leah.
-Zepsułam nam święta. – posmutniałam.
-Nieprawda. To były pierwsze święta bez Ciebie, ale daliśmy radę. Twoje prezenty czekają pod choinką, aż wrócisz do domu.. – uśmiechnął się.
-Pamiętaj, bez względu na wszystko kocham Cię i gdyby mi się coś stało to …. – nie dokończyłam, bo Louis mi przerwał.
-Nic Ci się nie stanie. Wybudziłaś się i to znaczy, że już jest coraz lepiej. – powiedział i pogłaskał mnie po policzku.
-Ale gdyby, to proszę Cię zaopiekuj się naszymi dziećmi i powiedz, że bardzo je kocham.
-Nic Ci się nie stanie. – powtórzył po raz drugi.
-Kocham Cię. – mój uścisk jego ręki rozluźniał się, a ja powoli odpływałam. 

10 komentarzy:

  1. Wow. Tego bym się nie spodziewała.
    Skąd ty wytrzasnęłaś tą sepsę? :)
    Czekam na kolejny.


    Buziaki.:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z na dobre i na złe :D

      xx

      Usuń
    2. Można było się domyślić. :D

      Usuń
    3. Zaraziłaś mnie kolejnym twoim blogiem to opowiadanie jest cudowne, a z tą sepsą wygrałaś <3 / natalia

      Usuń
  2. jeju. uwielbiam tego bloga!
    rozdział cudowny!
    czekam na następny. C:

    OdpowiedzUsuń
  3. ty to zawsze coś dowalisz w każdym rozdziale, co sprawia że są na prawde najlepsze <3
    nie moge sie doczekać kolejnego i jestem ciekawa czy Ems wyzdrowieje, ale pewnie ty nic nie wiesz i same zobaczymy (to jest bardzo fajne, że w komentarzach piszesz, że nic nie wiesz, bo potem w czytanym rozdziale jest dreszcz emocji, który ty umiesz zagwarantować) :D

    @DariaDoruch

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha dokładnie, cieszę się, że Ci się podoba ;)

      xx

      Usuń